Sprawa o samotności

Kiedyś myślałam, że samotność to taki stan, kiedy nikogo nie ma obok Ciebie.
I że nie ma nic bardziej nieznośnego. A czasami pożądanego.
Szczyciłam się nią, nawet trochę ją lubiłam, bo nic w niej nie mogło mnie zaskoczyć.
Zasmucić, czy rozczarować.

Dzisiaj wiem, że samotność jest o wiele gorszą rzeczą.
Bo to ten moment, kiedy ktoś jest obok sercem, umysłem, wciąż myśli o Tobie i Ty wciąż myślisz o nim, jednak.. jednak tak naprawdę nie ma go obok.
I kiedy każda myśl, nawet usilnie kontrolowana jakoś ucieknie do tego kogoś, wprawiając Cię w rozdrażnienie, wzbudzając tęsknotę.
To ten moment, kiedy musisz ze wszystkim poradzić sobie sam, choć przecież tak naprawdę nie jesteś samotny.
A zapewnienia tego, jak bardzo ktoś żałuje, że nie może Ci pomóc, że nie może być przy Tobie, odciążyć Cię.. jedynie bardziej Cię rozsierdzają.

I kiedy tej wyrwy w Twojej codzienności nie ma czym zapełnić,
nie ma jak oszukać samego siebie miliardem spraw, bo nie ważne co zrobisz, jak wiele pompek, jak wiele powtórzeń wymusisz na sobie na siłowni,
jak długo skakać będziesz w rytmie oberka, jak wiele osób uda Ci się dzisiaj uszczęśliwić i jak dużo razy usłyszysz zapewnienia o stałości uczucia...
Nie ważne, jak bardzo zmęczonym położysz się wieczorem do łóżka... mimo wszystko wciąż kładziesz się sam, a te poskramiane za dnia myśli wypełzają i przypominają Ci o tym, czego nie ma.
I czego brakuje. I czego brakować będzie jeszcze długo.




Ludzie, ceńcie to, co trzymacie w ramionach.
Celebrujcie każdą chwilę, nawet tą błahą - zwykły spacer za rękę, wspólne leniwe popołudnia, monotonną, wspólną codzienność.
Każdy uśmiech i każdy gest.
Bo gdy ich zabraknie może być na to za późno.

Komentarze

Popularne posty