Szukając siły

Zatem było tak, że miałam Przyjaciela. Najlepszego, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
I było tak, że oboje mieliśmy problem - najpierw On, potem ja.
Ale mieliśmy też siebie i udało nam się na sobie nawzajem wesprzeć.
Mimo wszystko - każde z nas żywiło do siebie sympatię, ale tylko sympatię.
Albo tak nam się wtedy wydawało.

Potem było tak, że na wskutek działania pewnej osoby z jego przeszłości, zmuszeni byliśmy spotykać się na posiłkach. Najpierw każde z nas zmuszone było przygotowywać trochę więcej, niż zazwyczaj. Tak, aby starczyło dla tej drugiej osoby, aby mogła to sobie odgrzać, kiedy wróci ze swoich zajęć.
Potem jakoś tak zaczęliśmy czekać z posiłkiem na tego drugiego, jeść razem.
A potem gotować razem.

Aż powstał pewien codzienny rytuał, jakiś punkt zaczepienia. Powód, do codziennego spędzania czasu razem. Tego czasu było więcej i więcej, aż pewnego dnia to więcej okazało się niewystarczające.
I wtedy właśnie zdaliśmy sobie sprawę, że to za mało, że my sami chcemy więcej.
Tak więc mój Przyjaciel przestał być Przyjacielem.
I byliśmy razem bardzo szczęśliwi.
Jednak, każda bajka ma swoją ciemniejszą stronę - On wybrał taki, a nie inny zawód, i musiał wyjechać na 4 miesiące.

Tak zaczyna się moje życie "Żony Marynarza".
Mija pierwszy tydzień, a ja nie wiem, gdzie znaleźć mam siłę na kolejne.
Zarzekałam się, że nigdy więcej, że nie pozwolę, że nie chcę. A jednak... To wszystko się stało. Czemu zgodziłam się na to, skoro wiedziałam, czym to smakuje?
Nie wiem. Tak naprawdę nie do końca chyba wiedziałam czym.

Mam nadzieję, że będę wiedzieć czemu, kiedy On powróci.

Komentarze

Popularne posty